Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A tej córuni naszego grafa?
— Leonilla.
— Leonilla! — powtórzył Strukczaszyc mocno zadumany — Leonilla Czemeryńska.... L. C.
Nagle, stołek z pod siebie wyrwawszy i ciskając go ku ścianie, wstał Strukczaszyc z takim impetem, że komornik o mało nie padł ze strachu. Upuścił widelec, wywrócił szklankę.
— Co panu takiego? — zawołał.
— Mnie? — rzekł Strukczaszyc chmurno.
— Panu?
— Cóż mi ma być! co? Zjadłem i wstałem!
To mówiąc Hojski, poszedł do okna, tyłem stanął do komornika, i zdawał się jakby nieprzytomnym. Trwało to dobry kwadrans.
Kaczor nie wiedział co z sobą robić, obawiał się czy go czem nie obraził, a pytać nie śmiał. Postanowił więc dać dobranoc, i udać się na folwark.
— Dobrej nocy życzę — rzekł pokornie.
Jakiemś mruczeniem tylko mu odpowiedział Hojski, i jak stał w oknie — nieruchomym pozostał.

Koniec tomu pierwszego.