Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mowa i popłakiwanie. W Łopatyczach nikt ani się domyślał, co zaszło w Lublinie.
A p. Erazm wrócił do Sierhina, tak wesół i szczęśliwy, jak nigdy nie był jeszcze; ale język za zębami trzymał.




Musimy teraz na chwilę przerwać swoje opowiadanie i bliżej zapoznać czytelnika z topografią Łopatycz i Sierhina, niezbędnie do zrozumienia tego opowiadania potrzebną.
Oba dwory leżały, jakeśmy już mówili, w niewielkiem od siebie oddaleniu; długim pasem grunta ich stykały się z sobą.
Wyszedłszy przez mostek z Jasuły Łopatyckiej (tak ją ks. ex-definitor nazywał), o kilkanaście kroków zaraz spotykało się lasek z sosen, brzóz i olch złożony. Ciągnął się on przez znaczną przestrzeń, prawie nieprzerwanie aż do tak zwanego traktu, który szedł z Sierhina. Tam, gdzie się stykały dwie drogi, niegdyś stała karczma należąca do Łopatycz, prawie tużna granicy od sierhińskiej używalności. Uroczysko zwało się Dziewule. Karczma, już od lat pięciu była zgorzała, sterczał tylko po niej komin okopcony, rozwalony piec, pusty loszek, w którym kuny gospodarowały, a na gruzach bujno porastały pokrzywy, dziewanny, łopuchy,