Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wania się sędziance, wyniósł się także z młodzieżą. Salę musiano conajprędzej opróżniać dla tańców. Ostatni goście wychodzili z niej, gdy stoły już runęły, i muzyka sprowadzona od Dominikanów z Brześcia, wzmocniona przez kilku amatorów, już się do grania stroiła. Tańce, według prawideł, nawet na dworze saskim już przyjętych, zaczynać się miały od polskiego odbijanego, który po wszystkich salach i izbach domu musiał odbyć pielgrzymkę.
Do pierwszych par szykowali się codostojniejsi z paniami starszemi; dalsze już pary kleiły się jak Bóg dał. Brał każdy kogo mu się podobało. Strukczaszyc nie chodził w żaden taniec, gdy nie był zmuszonym; cofnął się więc do izby, w której pito, choć do wina ochoty nie miał.
Pan Erazm byłby może został także prostym spektatorem, gdyby niespodzianie pani Rząrzewska, dawna matki jego przyjaciółka, poważna osoba, nie przystąpiła doń, nie zagadała i nie powiedziała mu otwarcie:
— A no, weź-że mnie do tańca, to choć pogadamy.
Odmówić nie było sposobu, a nawet i racyi. Muzyka już zaczynała, i ojciec panny młodej występował z księżną Gedroiciową, gdy p. Erazm znalazł się z panią Rejentową Rząrzewską w szeregu. Na myśl mu nie przyszło, że w odbijanem może