Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścią mówiła o interesach, nie znając ich wcale, a przesadzała z nałogu. — Wyobrażał więc sobie stan majątkowy daleko świetniejszym, niż był w istocie, pamiętając na to, że było troje dzieci.
Teraz dopiero od kilku dni zwolna zaczynał się rozczarowywać i przekonywać, że ze sperand dużo należało upuścić. Był tedy trochę markotny.
Zaledwie p. Kalikst odjechał, gdy Otto do gabinetu wszedł z cygarem, i zastał Helenę gniewną, zburzoną, z oczyma zaczerwienionemi, nie mogącą się pohamować jeszcze...
Spojrzał na nią i zmięszał się.
— No — a cóż? zapytał.
— Grubiańsko się ze mną obchodzą — odparła pani Julianowa; a że mój ex-małżonek ma rodzonego brata prawnika, grozi mi to, iż majątkowo pokrzywdzić mnie mogą.
— Ale ty też możesz znaleźć obrońcę — odparł żywo Otto... o to się niema co obawiać...
Julianowa usiadła zadumana.
— Naglą na mnie, ażebym nowo nabyty majątek albo zatrzymała przy sobie, lub stanowczo go ustąpiła panu Julianowi — pilno im.
— Ale zdaje mi się, przerwał prędko Bracki, że to nie ulegało wątpliwości, iż majątek przy was zostanie...
Nastąpiło krótkie milczenie — Julianowa zakłopotana spojrzała na mówiącego.
— Wcale to jeszcze nie było rozstrzygniętem,