Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czesz zapóźno, straty poniesione nie nam będą ciężyć.
Pani Julianowa okazała żywą niecierpliwość, gniew prawie.
— Przecież o parę dni prosić mogę! zawołała.
Mecenas milcząc się skłonił.
Rozmowa przybierała charakter coraz bardziej szorstki, pani zdawało się, że w ten sposób zastraszy Szelawskich — tymczasem Mecenas w miarę jak ona podnosiła głos, również ton do niego swój zastosowywał. Łzy zaczynały się jej już kręcić w oczach, ale z gniewu.
Dawszy poznać, że się nie uląkł, — pan Kalikst wstał.
— Dłużej jak dni parę nie mogę pozostać w Płosce, rzekł — czekać będę na jej rozkazy, pragnąc mojem pośrednictwem ułatwić państwu stosunki. — Później służyć mi już będzie trudno.
Skłoniła się pani Julianowa, nic nie odpowiadając.
Tymczasem Otto Bracki, chociaż się nie pokazywał, siedział w Chrzanowie, oczekując na wypadek konferencyi z Mecenasem. W całej tej swej sprawie z panią Julianową, chociaż zdawał się kierować rachubą, i opierając się na tem, co od niej słyszał, wyrachowywał dla siebie wielkie korzyści. — Bracki tak lekkomyślnie i nieopatrznie postąpił, jak w ciągu całego życia.
Słuchał Julianowej, która mu z wielką pewno-