Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tyczący się dzieci i zawrócił w prędce z żoną do ganku. Pani Helena milczała, ale pomysł męża niosła z sobą, obiecując w duchu rozważyć dobrze czy mógł on przynieść korzyść jaką lub przyjemność.
Pochlebiało jej miłości własnej popisanie się z Chrzanowem, który za swe dzieło uważała. Oprócz tego, nie rada była, aby im wydarto to czego się po rodzicach Juljana spodziewać mogli, naostatek i mężowi raz coś uczynić, gdy sobie życzył — gotową była. Czuła, że pobłażania jego potrzebować mogła...
Namysły trwały cały dzień następujący. Juljan już nie wznawiał rozmowy, czekał. Był pewien, że ona sama ją teraz rozpocznie. Tak się stało.
Po śniadaniu, gdy się dzieci rozbiegły, a Wandalin z papierosem wyszedł na ganek — dała znak mężowi.
— Myślałam o tem co mi mówiłeś — odezwała się. Zapewne, możeby dobrze było raz przecie rodziców mieć u siebie.. ale, jeżeli masz zaprosić ich a otrzymać koszyk... to...
Potrząsła główką.
— Muszę to tak zrobić aby mi nie mogli odmówić — odezwał się Juljan. — Byłem pewny, że ty z twoim tak trafnym sądem w każdej rzeczy, przyznasz mi słuszność.
Gdyby rodzice nie spędzili tyle czasu u Bronisława, gdyby się ojciec wcale z Wólki nie ru-