— O moje stosunki z rodziną, które są nieco zaniedbane...
— Z kimże mianowicie?
— Nie z braćmi, ani siostrą — dodał Juljan. — Te wątpię, aby się o wiele poprawić dały.
Helena poruszyła ramionami.
— O rodziców mi idzie, — ciągnął dalej Juljan. — Zaniedbaliśmy ich nieco... Bronisławowstwo umieli ich doskonale ująć sobie, przyjmowali ich w mieście ugaszczając przez czas długi, Lola oddała im Jadwisię...
— Ja znajduję to rodzajem przypochlebiania się, niegodnym — wtrąciła pani Juljanowa.
— My zapewne w żadnym razie ofiary podobnej uczynić ani możemy, ani o niej jest mowa, ale dać tak zupełnie zobojętnieć rodzicom niepodobna. Wiesz, Mecenas mi pisze, że ojciec na wyjezdnem dał Bronisławowi sto tysięcy.
— Ojciec! ojciec! — wybuchnęła niedowierzająco Helena.
— Ale, tak jest, Mecenas wie najpewniej. Jeżeli się nie przypomnimy czemś rodzicom, staniem się im zupełnie obcy.
— Cóż my uczynić możemy! — przerwała Juljanowa dosyć obojętnie. — Ja żadnej z córek nie poświęcę.
— Ani ja, ani ja! Wiesz o tem najlepiej — dodał żywo Juljan. — Coś, coś jednak dla rozbicia tych lodów zrobić by należało. Wiesz... od
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/32
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.