Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

liana czasami, a że mu szło o to aby go miał za sobą, utrzymywał korespondencyą. Nie omieszkał też donieść panu Juljanowi o ostatnich wypadkach, a nawet o domniemanej ofierze kilkunastu tysięcy rubli. Dało to do myślenia panu Juljanowi, który nabyciem pospiesznem a nierozważnem przyległego majątku, zmuszony był szukać kredytu.
Ze wszech miar było mu to nie na rękę, iż ojciec dla nich coraz ostygał i daleko bliżej był Bronisława i Kaliksta. Zdawało mu się, iż coś na to radzić należało.
Co do pani, ta okazywała zupełną dla starych Szelawskich obojętność, chociaż zrywać z nimi w żaden sposób by była nie chciała.
Otrzymawszy list od brata, Juljan przez parę dni rozmyślał nad nim, i jednego wieczora, gdy pani Helena siedziała na ganku, mając przy sobie Wandalina, Chryzia i pana Du Jardins — nachylił się jej do ucha wyrażając życzenie poufnej rozmowy. Tak się rzadko trafiała potrzeba podobnej narady, iż pani coś musiała ważnego się domyślać, wstała natychmiast i podawszy rękę mężowi, zeszła z nim do ogrodu.
— Chère Helene — rozpoczął zwolna, nieco uroczyście Juljan — chciałem się naradzić z tobą. Twoje zdanie wiele znaczy, masz sąd trafny, a tu idzie, mnie się zdaje, o przedmiot dosyć ważny.
Zimno uśmiechała się żona.
— Mówże, o co idzie?