Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Starajcie się teraz go tem uspokoić, że woli jego we wszystkiem posłuszni będziecie.
Z gorączką powróciły teżsame narzekania i nauki, które powtarzał Szelawski, jak gdyby dzieci miał przy łożu, przed sobą...
Frycz słuchając go, łzy miał na oczach. Nadchodzący to Bronisław, to Mecenas przysłuchiwali się także, ale z widocznem podrażnieniem i jakby żalem do ojca, poruszając ramionami.
To jeden to drugi mieniali się tu przy łożu, a potem wracali mierzyć niespokojnemi krokami pokoje, wysyłając listy, — dowiadując do doktora... Bronisław nie śmiał się sprzeciwić ojcu, i do Juliana suchy — z rozkazu list napisał — oświadczając, że stan ojca jest groźny, a doktór Frycz mało robi nadziei. Podobne pismo Mecenas czuł się w obowiązku wyprawić do Sabiny.
Noc ta była znacznie gorszą od poprzedzającej, nad rankiem przyszedł sen, i prawdziwie cudowną jakąś siłą dźwignął się chory, gdy nadjechał ks. Zaręba z sakramentami, jak gdyby na nie oczekiwał, i wiedział, że o tej godzinie się go ma spodziewać.
Odzyskał na ten czas zupełną przytomność, spokój ducha, trochę siły nawet, a po spełnieniu obowiązków religijnych, — wypogodzony na twarzy zażądał posiłku, napił się trochę bulionu i zasnął.
Doktór Frycz oświadczył, iż to było dobrym znakiem. Sen znaczną część dnia trwał... ale ku