Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powinno się na pewno liczyć tylko — na niewdzięczność. Ta nigdy nie zawiedzie.
— Gdyby nie — konsyderacye familijne — że się nie chce odsłaniać tego przed ludźmi — dodał Radca — nie folgowałbym dłużej Julianowi!
Gubić się dla jego pięknych oczów nie widzę racyi. Powiedz ojcu, niechże napisze do Juliana. Jedziesz na pewno.
— Na pewno!
— Dla dowiedzenia się o zdrowiu ojca? zapytał niedowierzająco Radca — hę? innych powodów nie masz?
Rozśmiał się pan Kalikst.
— A jakieżbym mógł mieć? niedostatecznem znajdziesz, iż się niepokoję o naszego staruszka?
Radca zmilczał.
— Kiedy powracasz? zapytał.
— Za parę dni — nie bawię długo...
— Bo — dokończył Bronisław, podając mu rękę na pożegnanie — bo, może ja w istocie będę cię musiał prosić o pomoc. Julian mi okrutnie interesa moje poplątał.
Kalikst wyciągnął rękę, i nic nie odpowiadając — pożegnał brata.
Wieczorem jechał do Wólki — mówiąc sobie w duchu.
— Bronisław zachwiany! nie Julian winien temu — przespekulował się — stracił węch...
W Wólce znalazł ten spokój wedle zegarka