Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dystynkcyi zdawały się ubiegać o okazanie obojga. Każdy ruch, każde słowo Bronisławowej i Julianowej przedziwnie były komentowane i dostarczyły obfitej treści rozmowom przez całą drogę. Nie zważała na to matka, że wyśmiewając tak rodzinę uczyła syna nieposzanowania dla niej i lekceważenia. Chryzio nawet czasem dosyć trafnie dopomagał matce, co ją i ojca cieszyło, chociaż nie dowodziło nic, bo ujemne strony nawet najniedołężniejsze chwytają umysły.
Nieznaczne na pozór były te skutki zjazdu, ale wszystkie te drobnostki wraziły się w pamięć, utkwiły w sercach, każda z nich czemś zachwiała, coś osłabiła, nadwerężając węzły, które właśnie zbliżenie się członków rodziny wzmocnić były powinny.
Ze starych sług Wólki, których goście sowicie obdarzyli na odjezdnem, nikt się z podarków nie cieszył, tak były po pańsku rzucone, tak widocznie przeznaczone dla zaskarbienia sobie tylko rodziców łaski. Żadne słowo serdeczne im nie towarzyszyło.
Rozumie się, iż panie o Justysi też nie zapomniały, każda z nich przyjechała ze zwykłym podarkiem dla niej — odmówić ich przyjęcia nie było podobna, a dziewczę upokorzone się czuło niemi i wcale jej one nie sprawiały przyjemności.. Nie były też zastosowane do jej potrzeb i położenia. Pani Adolfowa zostawiła jej kosztowną broszę, któ-