Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wychowywać mogła — dodał, i rachuje na ciebie, gdy się ożenisz.
— Ja! przerwał Kalikst — ale ja nie myślę wcale o ożenieniu. Nie mam na to czasu.
— A gdy się potem żenić zechcesz, będzie po czasie, dodał Zaręba.
Kalikst poruszył ramionami.
Szli dalej ulicą. Proboszcz chciał się zapewne dowiedzieć coś o Bronisławie i zagadnął o to Mecenasa.
— Bronisławowi jak się powodzi? zapytał.
— O ile ja wiem, dobrze — odparł Mecenas, chociaż nie wszystkie jego spekulacye i pomysły są szczęśliwe. Rzuca się zbytecznie. Lękam się, aby gorączka budowania w końcu go nie zawiodła.. Słyszę, że na giełdzie gra namiętnie. Wcale to co innego, spekulacye jak ja je rozumiem, a taka gra, w którą on się dał wciągnąć; ale Bronisława przekonać trudno, powodzenie to dotychczasowe go zaślepia..
Zdaje mi się, nie wiem, szepnął ciszej, że Bronisław także może ojca by rad nakłonić do spółki z sobą...
— Możesz być spokojny, rozśmiał się proboszcz, bo wuj ani dla niego, ani dla ciebie nie ustąpi ze swoich przekonań, zostawcie go przy nich.
— Naturalnie, jeżeli mu z tem dobrze — westchnął Kalikst...
Zaczęli mówić o rzeczach obojętnych.