Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiadały jej usposobieniom — i przekształciła się zupełnie, zastosowując do nich.
Dawniej była ona do Justysi podobną, skromną dzieweczką, dziś miała powagę i urok królowej, a tak z wysoka na świat patrzała.
Stojąca zdaleka Julianowa na widok wystrojonej tak smakownie Sabiny pobladła, i obie z Bronisławową spojrzały na siebie znacząco. Adolf wprawdzie ojca żony pocałował w rękę, to jest pochylił się ku niej, ale natychmiast wyprostowawszy się, przybrał ton pański, lekceważący, pogardliwy niemal, do którego był nawykłym. Do każdego jednak po kilka słów grzecznych przemówić się czuł obowiązanym.
Wprost od ganku całe towarzystwo przeszło do przygotowanej wraz z wieczerzą herbaty... Było to ustępstwo dla dzieci i wyjście z obyczaju zwykłego, ale kolacya się też spóźniła.
Przy herbacie Justysia w sukience opiętej, ciemnej, z białym prostym kołnierzykiem, gospodarowała, posługiwała.
Nie narzucała się ona z powitaniem gościom, ale panowie i panie wiedząc, jakie łaski miała u Sędzinej, z kolei czuli się w obowiązku słówkiem lub ruchem okazać, że o niej nie zapomnieli. Za każdym razem dziewczę zarumienione kłaniało się bardzo nizko.
Matka rozpłomieniona nie wiedziała sama jak synowe i córkę posadzić miała, aby żadna z nich