Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sabiny na Słupi Słupski, chlubiący się starym rodem, unikał zbyt ścisłych z rodziną żony stosunków. Julianowstwo ze swemi pretensyami do państwa, wydawali się im obojgu śmiesznymi. — Bronisława Słupski traktował grzecznie, ale tak zimno żeby mu się nie dać spoufalić z sobą. Mecenasem się posługiwał w interesach, ale trzymał go także od siebie w pewnem oddaleniu.
W drugich znajdując pretensye do arystokracyi — śmiesznemi, sam pan Adolf miał tę wadę, u nas dosyć pospolitą, że swemi z nią stosunkami lubił się chwalić, okazując, że żył na stopie równości — kuzynkowie hrabiowie i książęta, z ust mu nie schodzili.
Żona obyczaj ten przejęła od męża.
Szelawski pozwalał sobie czasem z zięcia żartować, ale bardzo delikanie. — Każdy ma swą słabostkę, mówił, a Adolf nie winien, że go tak wychowano.
Oboje państwo Adolfowstwo byli młodzi, piękni i parą dobraną.
Elegancya dobrego smaku, podnosiła wdzięk ten, którego im zazdroszczono. Julian bardzo także przystojny mężczyzna, żona jego ładna kobieta, przy Słupskich wyglądali pospolicie, nie mieli dystynkcyi. Bronisławowa, zgrabniuchna, śliczna, delikatna, przypominała subretkę.
Ta mało na pozór znacząca, różnica powierz-