Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

teczna, gospodarna, rozgarnięta, a i my też o niej nie zapomniemy, dostanie coś pod poduszkę.. Z pocałowaniem rączek weźmie ją zamożny szlachcic, a skarb będzie miał!!
Synowie i córka Szelawskich, nie bez pewnej zazdrości z każdym rokiem postrzegali rosnący wpływ i znaczenie Justysi w domu rodziców.
Obawiano się wyposażenia zbyt hojnego, i posądzano dziewczę, że z przywiązania starych do siebie, zechce korzystać. Nie potrzebujemy więc mówić, że chociaż się z nią obchodzono bardzo grzecznie, — lubioną nie była..
Gdy Justysia nadeszła, przewidzieć było łatwo, że z sobą zabierze Sędzinę — jakoż wyszły zaraz obie.
Szelawski pozostał sam z Kunaszewskim i rozmowa rozpocząć się miała jak zwykle o prognostykach pogody, które znaki powietrzne zapowiadały, gdy od pokoju bawialnego ukazał się krokiem ciężkim stąpając mężczyzna silny, zdrów, średniego wieku, w sukni duchownych, choć z postawy i ruchów więcej na wojskowego, niż na kapłana wyglądał.
Rysy twarzy jego nie były piękne, ale wiele życia miały w sobie, i uśmiech je ozłacał poczciwy, a serdeczny..
Stanął w progu.
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!! odezwał się głosem tubalnym.