Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pomiędzy dwiema paniami, pomimo pozoru poufałości, coś sztywnego i zimnego raziło. Lola jako gospodyni nadzwyczaj się okazywała uprzejmą. Julia przyjmowała to łaskawie. Bracia spoglądali na siebie jak gdyby więcej się badali, niż zbliżyć pragnęli. Julian szczególniej był przedmiotem obserwacyj dla młodszych, nad którymi starał się okazać jakąś wyższość.
Zaczęto układać warunki podróży.
Przyszło do tego, że p. Julianowa wtrąciła, patrząc na męża.
— Już choćby się kochana mama miała trochę na mnie skrzywić, a ja bardzo proszę Juliana, aby się zaopatrzył w niektóre niezbędne zapasy jadalne.. Trafiało się to, że po wieczerzy bywaliśmy głodni... Kawę dają z cykoryą — a ja jej przełknąć nie mogę — a herbata!!
Załamała ręce.
— To prawda, potwierdził mąż, ale potrzeba tak zręcznie się z tem obejść, aby matka się nie dowiedziała. Byłoby jej bardzo przykro.
— Szczególniej strzedz się należy Justysi — wtrąciła Helena cicho, jest to szpieg, który wszystko podpatrzy i nic nie utai..
Na znak dany przez męża potajemnie, pani Julianowa zarumieniła się i zamilkła nagle.
W tem Mecenas spojrzawszy na zegarek, ruszył się z miejsca nagle. Skorzystał z tego Julian i sięgnął także po kapelusz. Nie bardzo ich zatrzy-