Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bracia słuchali tego wynurzenia się obojętnie; pani Julianowa oczy spuściła..
— Nie powiem i ja, żeby mi bardzo smakowała ta obowiązkowa podróż do Wólki na znajomą mi galaretę Konrada i ptisie — rzekł ramionami poruszając Bronisław: moja Lola też delikatna, dom niewygodny, ciasnota — ale rodzice są rodzicami, mamy dla nich obowiązki.
— Ja w dodatku musiałem Chryzia wziąć — dodał Julian — boby mi dziad miał za złe, ażebym mu najstarszego wnuka choć raz w roku nie pokazał.
Zwrócił się do zmarszczonego i milczącego Kaliksta i rzekł wskazując na niego:
— Ot, komu najłatwiej — nie żonaty, dzieci za sobą nie potrzebuje ciągnąć, gospodarstwa nie porzucił.
— Doskonały! przerwał Mecenas, gospodarstwa nie mam, prawda, ale cudzych interesów stokroć od waszego gospodarstwa ważniejszych na głowie bez liku, a za te odpowiadam.
Wy macie tylko własne..
Właśnie hr. Z... powołuje mnie jako Radcę prawnego do Spółki, która się zawiązuje pod jego opieką, jest to interes, w którym i ja spodziewam się udziału.. Musiałem prosić, aby pierwsze posiedzenie odłożono..
W tem pani Julianowa, która słuchając rozpatrywała się ciągle po salonie, uśmiechając się to