Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nawykły do swojego dworku starego, Sędzia był w osłupieniu i przestraszył się niemal. Nie miał wyobrażenia, aby podobna wytworność przystępna była ludziom średniego majątku. Marmurowe wschody, złocone stukaterye, drzwi politurowane z bronzami, posadzki kunsztowne, meble okazałe zdumiały go i zbiły z wszelkiego możliwego rachunku. Nie pojmował, jak to procentować mogło. Powziął więc nadzwyczajne wyobrażenie o zdolnościach syna, który ofiarował mu się autentycznemi rachunkami dowieść, że ten pałac — przynosił mu procent znaczniejszy, niż dobrze na hypotece cudzej umieszczony kapitał.
Razem z tem jednak Sędzia w swem skromnem ubraniu, ze swą powierzchownością zadrewnionego wieśniaka wydawał się sam sobie w tych ramach złoconych — jakoś biednym i upokorzonym. Pojął teraz niemal nastawanie Juliana, aby sobie dom inny postawił i zmienił stopę życia.
— Jakie to są teraz wymagania czasu — mówił sobie w duchu. Myśmy do tego wcale nie byli nawykli, i ledwie po książęcych domach coś podobnego widzieć się trafiało..
Mecenas dobrze wyprzedziwszy obiadową godzinę, przybył zawczasu wprost do rodziców, zastał matkę samę z Justysią i starał się z tego korzystać.
— Bronisławowi, rzekł, winienem za to świeczkę, że potrafił dokazać tego i rodziców nam ścią-