Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie zapomniała o ładnym pokoiku dla Justysi, tuż obok Sędzinej. — Sędzia miał dla siebie parę pokojów, także na wzór zajmowanych przez niego w domu umeblowanych. Postarano się nawet, aby wielka sofa wygodna, na której zwykł był siadywać, zupełnie do starej jego była podobną.
Na ostatek gdy i cieplejsze dni nadeszły i w Wólce już było wszystko gotowem, jednego dnia pan Bronisław zniknął z Warszawy, jechał po rodziców, aby im towarzyszyć w drodze.
Dziwnym trafem tegoż dnia wieczorem Mecenas, który nie bardzo często brata odwiedzał — zjawił się w czasie herbaty i zastał bratowę samą z dziećmi i boną.
Zarumieniła się piękna Lola.
— Jakto? czyż brat nie wie?
— Ja! o czemże mam wiedzieć? odparł Kalikst.
— Ale ja byłam przekonana, że Broniś o tem oddawna musiał mówić Mecenasowi.
— O czem! zawołał Kalikst...
— O projekcie rodziców i ich podróży — dodała ukrywając, jak mogła zakłopotanie Lola. — W Wólce dach na dworze zupełnie się zdezolował, potrzeba kryć na nowo.. Ojciec i matka życzyli sobie natenczas przyjechać do nas..
Kalikst zdumiony niezmiernie aż wykrzyknął.
— Do Warszawy!
— Tak jest, spokojnie już na pozór, ciągnęła