Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

du... Myślałem o tém zawczasu, i w salonie, zobaczysz, nikt nie pozna mnie nawet.
— Uwadze twéj przyznać muszę wielką trafność, ale za kogóż mnie masz?... Cho! cho! począł, znowu się nieco rozgrzéwając, Płocki. Wiem ja z góry, jak sobie pocznę. Nie będę wcale dobijał się zbytniego i pożyczonego poloru, chcę być przyzwoitym tylko, trochę z angielska rubasznym i odrobinę ekscentrycznym, ale comme il faut.
— I to już z góry obrachowane! zawołał, znowu się śmiejąc, Piętka, — admiruję!
— W życiu wszystko obrachowaném być musi, dodał Płocki. Talleyrand kazał się strzedz piérwszego poruszenia i miał słuszność, spuszczając się na nie, człowiek najczęściéj chybia... Rachuba, zimna krew... przewidywanie... to są czynniki bezpieczne.
— A zatem, dobranoc..... abyś się na jutro miał czas obrachować! dokończył Piętka i wyszedł, podając mu rękę.
Pozostawszy samnasam, Płocki długo stał zamyślony. Spoglądał niekiedy na drzwi, któremi wyszedł towarzysz, tarł czoło, dumał. Twarz jego chmurzyła się i marszczyła. Znać było na niéj, iż z rozmowy był wcale niezadowolony, musiał w istocie obliczać, czego się mógł obawiać od przyjaciela, z którym się rozstawał i czém miał się mu bronić..
Rachunek ten nie zupełnie go zadowolnił mo-