Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nizm, szepnęła wielka pani, przyznaję się do tego grzechu, że gdy im się co nie powiedzie, niepocześnie mnie to cieszy... Proszę cię hrabio, dodała, uważałeś, jakie to wszystko przyzwoite, z jakim taktem, manjerami! jak się to wykrzesuje!
— Jabym coś więcéj na pochwałę Werndorfa mógł powiedziéć, odezwał się hrabia. Człowiek nie tylko przyzwoity, ale szlachetny i rozumny...
— Jakto? przenosisz go nad Płockiego? spytała hrabina...
Hrabia ramionami ruszył tylko... Nie chciał się zbyt otwarcie tłumaczyć.
— Nie gniewam się na nikogo, kto przychodzi pracować i pomaga nam dźwignąć przemysł, kredyt ułatwić, krzewić oświatę i dobrobyt ludu podnosić.
— Ludu! ludu! podchwyciła, ramionami poruszając, zniecierpliwiona hrabina. Kochany hrabio, ty chorujesz na tę oświatę ludową! Przebaczone to drugim, ale doprawdy nie wam! Po co ludowi ta oświata? czy mu nie dosyć téj, jaką daje religija razem z antidotem, aby się od niéj w głowie nie przewróciło. Chcecież namnożyć półgłówków zarozumiałych, ażeby społeczność przerabiali, gdy im chléb razowy smakować przestanie? Zamiast proletaryjatu, który dawny patryjarchalny porządek żywił i nim kierował, odejmując mu niebezpieczną siłę, tworzycie nowy proletaryjat inteligencyi... narzędzie dla wartogłowów...
Ale ja to mówię hrabiemu, dodała, co sto