Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaczęto mówić o czém inném, kuzynka wróciła do swojego milczenia i pozornéj obojętności, nie mieszając się już wcale do rozmowy. Płocki łatwo się mógł domyśléć, że to był jeden z tych charakterów na oko łagodnych, w istocie niepokonanych, które gardzą walką powszednią, nie szafują słowami a całą energię swą na stanowczą zachowują chwilę.
Kiedy niekiedy Płocki spoglądał na nią i zamyślał się, humoru mu to jednak nie popsuło wcale... Natychmiast po obiedzie pożegnał się z paniami. Wytrychiewicz oczekiwał na niego w kancelaryi, miał mu bowiem towarzyszyć w drodze. Nie pił wprawdzie wódki, ale przy obiedzie w restauracyi nieco sobie pozwolił i był w dobrym humorze, więc śmielszy i gadatliwy.
— Mam honor raportować panu dyrektorowi rzekł, że interes z Milanowiczem paradnie poszedł! Jeden tylko teraz głos w mieście: Oto człowiek! któżby to zrobił? Werndorf zbył starego mało znaczącą ofiarą... Hrabia chciał zbiérać składkę, książę Nestor, namyśliwszy się, dał trzy ruble, a pan Płocki sięgnął do kieszeni... i, znajcie pana po cholewach!!
Milanowicz sam chodził do większych redakcyj z artykułami, a ja na moją odpowiedzialność uprosiłem reportera od brukowych wiadomości do Kuryjerków, że palnął taki kawałeczek... że, nic dodać!!
Wytrychiewicz dobył z kieszeni ćwiarteczkę we czworo złożoną.