Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Począł się przechadzać niespokojnie po pokoju.
— Poruszę wszystkie sprężyny, ale niedopuszczę tego... przeszkodzę... Mam wiadomości najpewniejsze, plany jego już poszły do zatwierdzenia, uprzedził mnie, nic nie mówiąc, więc bronić się muszę i będę.
Kończ rachunki, na miłość bożą. Ja załatwię się jutro do dziesiątéj, o jedenastéj pociąg odchodzi... Jadę...
Proszę cię tylko o tajemnicę, nikt nie ma wiedziéć dokąd. Ma on swoje drogi, znajdę ja dla siebie także. Bronić się muszę!
— Kochany Julijuszu, odezwał się spokojnie Piętka, byłoby rzeczą najprostszą, mając jedne myśli i plany iść razem...
— Razem! z nim! roześmiał się Płocki złośliwie... ja z nim! Ja tylko sam iść mogę, a kto mi na drodze stanie... z tym, choćby był stokroć Werndorfem, rozprawić się muszę... On już niéma téj energii, jaką ja zachowałem w sobie całą. Zobaczymy...
To mówiąc, jakby sobie dopiéro przypomniał, że mówił do przyjaciela Werndorfa, zaciął usta.
— Proszę cię o dyskrecyją, to wszystko zostać musi między nami...
Piętka, milcząc, siadł do roboty...
Walka pomiędzy tymi dwoma ludźmi, z których jeden szedł otwartą drogą, z czołem podniesioném, nie kryjąc się ani ze swym celem, ani ze środkami, jakich do ich dopięcia używał, gdy drugi, nieobjawiając nawet wojny, pokątnie