Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia kilku komunałów i niedorzeczności. — Książę przyjął je z pobłażaniem i zbył jak sztukęmięsa podaną omyłką przy deserze... Widocznie odsłaniać się nie chciał... Hrabina daleko zręczniéj zagadnęła go o przyszły tryb życia, pytając, czy myśli w mieście zamieszkać.
— Za nic jeszcze ręczyć nie mogę — odparł książę — potrzebuję się rozpatrzéć we własném i ogólném położeniu, nauczyć wiele, rozważyć... Miasto dosyć się mi uśmiécha, na wieś ciągną obowiązki... Nie mam prawa zbyt dogadzać zachciankom wobec surowych i pilnych obowiązków
To mówiąc, spuścił skromnie oczy, a hrabina w milczeniu spojrzała na baronową, jakby jéj chciała powiedziéć.
— Widzisz już, co to za człowiek...
Eksminister głowę schylił na piersi, jakby aprobując to zdanie, poczém kilkakroć kiwnął nią z powagą wielką i spojrzał w sufit...
Wszystkie panie wymieniły wejrzenia. Z tyłu powtarzano dla tych, którzy nie mieli szczęścia dosłyszéć wyrazów księcia, co i z jakiego powodu powiedział.. Dyrektor, znawca dzieł sztuki, przysunął się i wcale niestosownie wystrzelił zapytaniem...
— Książę jest téż podobno miłośnikiem kunsztu?
Zagadnięty spójrzał i roześmiał się.
— Ja? nie — odparł zwolna, — mamy wiele pilniejszych wprzódy do spełnienia obowiązków