Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I głos jej coraz cichszy, szeptem się zakończył, a Piotruska coraz mocniej głową potrząsała.
— Nie wiesz tam czego, nie słyszałaś o chłopcach?
Piotruska ocuciła się nagle i podchwyciła prędko:
— Proszę pani starościny, ich ono tylko co nie widać; pewnie albo przyjadą obydwa, lub choć jeden. Sroka krzyczała na płocie i ja taki cały dzień to czułam... tylko co ich nie widać, to pewna. Już kilka dni...
— Długich, długich dni kilka, — westchnęła starościna — ale co za dziw, im tu ze mną w tej pustce nudno.
— Ano, pewnie, a od czegoż młodość? — przemówiła Piotruska. — Wiek ma swoje prawa... to darmo! Dzięki Bogu, paniczów i kochają wszyscy, i przyjmują, i trzymają, że się im i wyrwać trudno.
Starościna, przemilczawszy i westchnąwszy znowu, szepnęła nieśmiało:
— Ja bo ciebie nudzę. Ale z poczty, czy nie było z poczty nic?
Piotruska musiała się aż nachylić, ażeby dosłyszeć ledwie wyszeptane wyrazy.
— Z poczty, proszę pani starościny, — zaczęła głośno — z tą pocztą to prawdziwy mankament. Panie Boże, odpuść, tam nigdy niema i nie było porządku. Ten, co z listami chodzi, postuljon... pije... gorzałka mu ino pachnie. Rzadko wie, co się z nim dzieje. Ile to razy oddał mi list, do szewca napisany. A co z nim poradzić?
— Wszak to od Cecylki — wtrąciła staruszka, podnosząc oczy nieśmiało — listu już od trzech tygodni niema.
— Wiem, wiem, ja to już i sama policzyłam, ale kto może wiedzieć, co ten niegodziwy z nim zrobił? Panna Cecylja pisuje regularnie, list pewnie w kącie gdzie leży, a spytać tego jegomości, to się zaraz napuszy jak indyk i fuknie. „Ale! listu się asani chce! Gdyby był, toby był. Co ja go mam z palca wywinąć?“ Taki ordynaryjny człek, a że to tam kawałek jakiegoś