Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

no się przybliżać do siedzącej, która, zobaczywszy ją, chwyciła za robotę. Szła, nie śpiesząc, jakby nic pilnego nie miała, rozglądała się po salce, zatrzymywała i tak przytoczyła się do pani. Spojrzały na siebie, milcząc.
— A cóż tam, co? moja Piotruska? — odezwała się słabym głosem, ciągle pilno przerzucając swą robotę staruszka, jakby się swej bezczynności wstydziła.
— Nic, proszę pani, niema nic. Ja tu sobie tak przyszłam zobaczyć, co też pani robi... albo czy czego nie potrzeba. Bo do tej roboty to już ciemno... wieczór...
Staruszka spojrzała w okno i spuściła oczy, odkładając nabok robotę. Chwilę milczała Piotruska, głową tylko kiwając i podźwigując ramiona. Powtórzyła potem:
— Czy czego nie potrzeba?
— A czegóż ja potrzebować mogę? — odezwała się cichym głosem staruszka. — Wszak wiesz, że niczego nie potrzebuję.
— Możeby pani choć do ogrodu wyszła... czy co — odezwała się, odchrząkując, przybyła. — Wieczór bardzo piękny, powietrze ochłodło, a tu już robi się ciemno, że i pacierzy na książce czytać nie można. Niechby jaśnie pani odetchnęła trochę świeżem powietrzem; ta to serce się raduje, jaki wieczór śliczny, w ogrodzie aż miło... a tu...
— Nie mam ochoty, nogi mnie bolą... i co mi tam po pięknym wieczorze, moja Piotruska? — poczęła staruszka. — Dla mnie już niema ani dni, ani wieczorów pięknych.
— Niech bo pani starościna da pokój, co bo to mówić takie rzeczy... to... się nie godzi...
— Będziesz już na mnie gderała, widzisz! Moja dobra, kochana Marjanno, to nic nie pomoże. Już ty ze mnie nie zrobisz nic. Kloc jestem niepotrzebny na świecie, zawalidroga, ni ludziom, ni Bogu.