Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/83

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    ma? mówił Herman — mógłbym się chyba zakochać w istocie żywéj, swobodnéj, rozumnéj... a takiéj nigdzie nie ma... mylę się... może jest jedna tylko... Pomiędzy garderobianą co śpiewa Filona, a hrabianką, co piszczy Casta diva... w środku braknie istot tych, którymby pieśń ich własna z serca i ust popłynąć mogła.
    — Oleś powiedział, że jest jedna? podchwyciła Lelia.
    — Tak... jedna się przypadkiem znalazła — odparł Herman, i dodał z emfazą, patrząc na Sylwana: — i ta cudzym przykuta pierścieniem.
    — Cóż? mężatka? zapytała Lelia.
    — Gdzie tam! nawet nie mężatka, bo gdyby nią była... gotowy dramat, i jużbym się nie nudził...
    Lelia śmiała się, lecz z ciekawością spoglądała na Hermana, który po raz pierwszy tak się jéj dziwacznie a otwarcie malował... Wyobrażała go sobie gorzéj daleko...
    — Jest jeszcze drugie lekarstwo — począł Sylwan — ale gorzkie.
    — A ja gorzkich nie przełykam; ale jakże się zowie?
    — A! stare jak świat, pewnie jak chinina od febry — praca...
    — Doskonałe — a no, trzeba się nauczyć niém posługiwać... bo to coś nakształt gimnastyki...
    — A sprobować?
    — Nie mogę, rzekł Herman. Cóżby powiedziała