Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale jaskrawo nałożona barwa i wydatne ruchy, a jędrne słowo. Nie obchodzi ich gra i tajemnicza zagadka Hamletowego charakteru... raz tylko chcieliby zobaczyć jakiego takiego Hamleta, jutro Romea, pojutrze Zbójcę Szyllera, Maryę Stuart, a na ostatek Pumpernikla, byle nie Hamleta da capo. Nie jest to ta publiczność smakoszów, która każdy ruch ocenia i nad każdém lubuje się słowem, — ale parter głodny co klaszcze wyrazistości, śmieje się szczególniéj z gestów rubasznych i smakuje w tłustém słowie... Jemu potrzeba coraz coś świeżego a zmiennego. Radby mieć wszystko i za tanie pieniądze... Dla zwabienia go muszą być czerwone afisze, poczwarne tytuły i bodaj, bodaj bębnienie u drzwi z piszczałką. Co mu po takiéj komedyi, w któréj dwie osoby siedzące u stolika, dramat serdeczny w kilku cichych wypowiedzą słowach? On ziewa... jemu trzeba akcyi, a akcya dla niego to podstawienie nogi i grzmocenie kijem po grzbietach... Od pań wymaga, ażeby się krótko stroiły, bo mu się też coś i nóg aktorek należy, żeby jak najmniéj miały wstydu, a jak najwięcéj cynizmu... Takie są wymagania znaczniejszéj części prowincyonalnych publiczności... Tu teatr jest starą biedą i nędzą, o któréj jeszcze Scarron pisał... a aktor clownem, który dziś zabijać się musi w tragedyi, a jutro grać rolę arlekina.
Jeżeli w téj gromadzie cygańskiéj zbieranéj po gościńcach na włóczędze bez celu, znajdzie się istota