Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

święcił się odkryciu sprawców katastrofy — lecz nie było sposobu się dowiedzieć, a panna przez wdzięczność dla ładnego chłopaka, który jéj myśl tę poddał, wydać go nie chciała.
Herman dopiero w parę dni na świat się ukazał, a lżéj mu było na sercu, bo matkę od wstydu i niedoli ocalił... Tak mu się już wiodło teraz, że jak kapitalista, któremu się jedna spekulacya poszczęściła — pragnął nowéj.
Pokrewieństwo z Lelią i Sylwanem, z którym Junosza nigdy zupełnie stosunków nie zerwał, nieświadomego niby tego co zaszło Hermana upoważniało zaprosić ich na obiad nie w domu u mamy, która była chora, ale w restauracyi. Lelię i Sylwana zaklął naprzód, żeby mu nie odmawiali. Poszedł potém zapraszać p. Aleksandra Junoszę.
— Niechże mi pan uczyni tę łaskę — rzekł, a nie odmówi zjeść z parą dobrych znajomych skromny obiadek: Mam parę czeskich bażantów, które K... umie przyrządzić z truflami i prawdziwemi perygordzkiemi... doskonale.
Smutny Oleś ożywił się zaraz, słysząc o pieczystém...
— Ale czy z rożna? z rożna? zawołał...
— A! jakżeby inaczéj znośne być mogło pieczyste! krzyknął Herman...
— Serdeczniem ci wdzięczen, że z góry wiem co mnie czeka, bobym się dał skusić sztucemięsa — z wyrazem wdzięczności szepnął Oleś.