Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Frisch nadszedł i oznajmił, że córka podaje skargę, a on gotów jechać do króla i paść mu do nóg dla ocalenia jéj honoru. Widząc się w tak krytyczném położeniu, Lubicz zwrócił się do swoich, wołając: „Ratujcie!“
Nie można go było opuścić, gdyż skandal tak znakomitego obrońcy społeczeństwa dotykający, cały obóz w złém świetle wystawiał. Trzeba było sprawę przydusić. Radzono różnie, nawet się żenić i rozwieść... Lubicz za nic zawiązywać sobie świata nie chciał, przewidując, że dojrzałą osobę, jeśli nie tę to inną, wyszuka dla zabezpieczenia przyszłości. Posłano uproszonego bardzo poważnego urzędnika, aby interes ten starał się załatwić z pomocą indemnizacyi. Z razu o żadnéj Entschödigung słuchać nie chciano. Ojciec panny był kawalerem dwóch wysokich i dwóch nizkich orderów, radcą pocztowym i czemś jeszcze... panna wołała o ołtarz i benedykcyę...
Dwa dni trwały umowy, których na ostatek dokonał mąż poważny wypłatą pary tysięcy talarów, na które obóz się złożył — choć wiedział dobrze, że ich nigdy nie odbierze... Lubicz otrzymawszy formalne pokwitowanie z matrymonjalnych pretensyj, chciał z niém wrócić à ses premières amours, do hrabiny — lecz tu drzwi zastał hermetycznie zamknięte. Na straży stał syn.
Mściwy choć nader słodki Lubicz, domyślając się w swém nieszczęściu ręki „zawistnych wrogówpo-