Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XVIII.

Herman zdawał się wskrzeszony do nowego życia... nudy, na które cierpiał znikły bez śladu, humor powrócił... lenistwo go opuściło. Jedna jakaś iskra, która padła na ten palny materyał roznieciła w nim płomień. Co było tą iskrą — trudno było odgadnąć! Sylwana słowo? litość nad nim? ciekawość bliższego poznania Hanny? ukąszenie przez Lubicza? fantazya dla Violi? może wszystko to razem — dosyć, że Herman od kilkunastu dni był zupełnie zmieniony. Sarkastyczna tylko werwa pozostała w nim dawna, jeśli się jeszcze w nim nie powiększyła.
Gdy Sylwan się coraz bardziéj w sobie zamykał i mimo energii charakteru odsuwał od ludzi, myślał odosobnić i wyrzec stosunków, — Herman rzucił się w walkę i płomień z młodzieńczą chciwością wrażeń...
Nikt przecie z najbliższych wytłómaczyć go sobie nie umiał: czego on właściwie pragnął, do czego on dążył? Sam on obecnéj chwili był panem, a pierw-