Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— E! Vitalonga! przyznaj się Rejencie: tożto poprostu piołunówka.. Żebyś sto tysięcy zjadł! poco to chrzcić, nie wiedzieć jakiém imieniem?
— A! — zawołał obrażony Rejent, podnosząc głowę — tego, tegom się od JW. Łowczego nigdy a nigdy nie spodziewał! Prosta piołunówka! W tém ars, mospanie, w tém sztuka, by piołun pokrył tajemnicę... Jest on quasi velum na ten nieporównany ekstrakt... Ale proszę wziąć na język mądry, kroplę tego nektaru i zamknąwszy oczy, zdać sobie sprawę z tego, co przez język do duszy zagada. W nim mądrość starożytnych, doświadczenie wieków, ostatnie swe wypowiedziały słowo; w nim esencya roślin, co raz w sto lat kwitną, które zrywać trzeba w pewnych gwiazd konjunkturach, aby moc przedziwną, od Twórcy natury udzieloną — miały... w nim z łona zawistnego przyrodzenia...
Tu obejrzał się Rejent i ujrzał że Łowczego już nie było; nie chcąc więc przed profanami szafować elokwencyą, zamilkł nagle i wszedł w tłum. Sala się wypróżniała. Markiz chciał do gabinetu wnijść, ale Marszałek swoją francuzczyzną mu oznajmił, żeby się udał do przeznaczonego mu pokoju... w ten sposób: