Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Łowczego, źle jéj nie było u niego: robiła co chciała. Pan Mikołaj uciekał gdy język puściła... na wieżę.
Nie mógł żyć gospodarz bez muzyki, trzymał więc sześciu chłopaków, którzy jako-tako grali, wyuczywszy się nieco przy kapeli hetmana Ogińskiego. Dowodził nimi i douczał ich niemiec, który na niczém nie grał sam, ale dyrygował doskonale i jadł jeszcze lepiéj. Ponieważ pan Mikołaj się nudził i szukał coraz innéj rozrywki, nie był nigdy Rogów bez jakiegoś oryginalnego rezydenta. Co się tam spotykało, opowiedzieć niepodobna... półwaryatów, pielgrzymów, artystów na niezrozumiałych instrumentach, doktorów cudownych, szarlatanów, alchemistów wszelkiego kalibru, bez miary. Wszyscy byli z razu bardzo gościnnie przyjmowani. Łowczy zabawiał się nimi, a gdy mu się naprzykrzyli, odprawiał, kazawszy bez ceremonii furę zaprządz do najbliższego miasteczka.
Z tego cośmy powiedzieli, niejakie można powziąć wyobrażenie o dworze i życiu Łowczego, a który dodatkowo niedarmo tytuł ten nosił, gdyż myśliwy był zawołany i łowy do najulubieńszych jego zabaw się liczyły. Jesienią gdy się poczęły, do lutego niemal spoczynku nie miał; więcéj ko-