Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to asindzce pewnie ten niezdara Kruk podał tę myśl piękną, bo on mi się z nią już raz popisał! Ale czyż asindzka mnie nie widziałaś? czy nie wiesz co ja za stary grat? i czy to się godzi żartować ze mnie?
— Jak mi Bóg miły, że nie żartuję.
— Ale ja się nigdy żenić nie myślałem i nie myślę.
— Cóżto: ślub uczyniłeś jak kawaler maltański, czy co?
— Przed sobą tylko... bo kobiéty znam... — rzekł, popijając Łowczy — i ich zdrady i ich sztuki i naturę przewrotną, niewieścią. Darmo mi asindzka będziesz grała rolę łagodnego baranka, wiem ja co pod skórą siedzi.
— Tak! to waćpan mówisz o młodych dziéwczętach, i potrosze masz słuszność; ale ja bo młodą już taką nie jestem... wdową... doświadczoną... i ostygłą.
— O, prawda! prawda! co koło asindzki kręci się zawsze ćma konkurentów... co ich asindzka łudzisz, czmucisz, odprawiasz... głowy im zawracasz: jak jako oto pono i memu Markowi.
— Ja? panu Markowi? — zaparła się Starościna — ja młodych nie lubię.
— A z pierścioneczkami co było?