Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skaleczony... a co Brenner... temu się już skończyło...
Nie wielka szkoda — dodała cicho.
Stary nie odpowiadając nic, co prędzéj się przedarł przez furtkę i pospieszył na górę.
Nieznajomy ten człowiek, który nie pytając o nic, nie mogąc prawie przemówić, milczący wsunął się do pokoju... z szablą w ręku — przeraził naprzód wszystkich.
Małuska i kucharka nadbiegły, stanęły i zapomniały się zupełnie zobaczywszy go... chciały uciekać zrazu... Postać żołnierska, broń, którą trzymał stary... odjęły im przytomność.
Major stał, oglądał się i zmięszany na słowo się zdobyć nie mógł. Oczy jego błądziły po pokoju. Nareszcie, jakby odzyskując straconą mowę — spytał cicho...
— Mój syn? mój syn?
Na ten głos Kalikst poruszył się na posłaniu wołając...
— Ojciec mój! ojciec...
Julia, która była przy umarłym, wstała i wybiegła.
Major zmierzył ją zrazu wzrokiem osowiałym.... Znać było w tém wejrzeniu wrażenie, z jakiém przychodził, lecz postać Julii, wyraz jéj twarzy zbolałéj, łzy, które po niéj płynęły, załamane ręce... natychmiast prawie zmieniły usposobienie majora.
Należał on jeszcze do tego pokolenia, dla którego w jakimkolwiekbądź razie niewiasta była istotą, któréj oszczędzać, szanować ją było obowiązkiem. Rozbroiło go to promieniste pięknością i szlachetnością oblicze, na którém ból straszny był wyryty... i jakaś duma razem...
Julia płakała po ojcu, ale zgon jego, który oczyszczał pamięć zmarłego, był pociechą razem... śmiercią tą mogła być chlubną...
Major spuścił głowę i milczący poszedł za ruchem jéj ręki wskazującym mu łoże syna.
Julia zwolna szła za nim.