Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziecię kochane — wracajmy! tam o nas będą niespokojni. Słońce już nad zachodem. Truda będzie nas pewnie szukała. Obiecałaś mi, że króciuchno przejdziemy się tylko — boję się! proszę, wróćmy.
Fryda wahała się patrząc na Janusza, a ten stał smutny i milczący.
— Wszakże choć do furty miejskiej odprowadzić was mogę?
— Chodźcie z nami — odezwało się dziewczę — chodźcie.
Lena nie śmiała się sprzeciwiać. Poszli więc razem znowu, długą ulicą lipową; ale choć zwalniali kroku, wydała się im krótką, drzewa uciekały przed nimi, furta była tuż. Lena szła trochę przodem. Janusz jeszcze raz wziął dziewczęcia rękę drżącą, złożył pocałunek na niej i ledwie miał się czas cofnąć za wyskok starego muru, gdy przez furtę wybiegła szybkim krokiem ciocia Truda, przelękła, niespokojna, z rozpuszczonym kwefem, szukając ich oczyma.
Zdawała się niezmiernie zdziwioną, widząc Frydę samą tylko ze swą siostrą, i dopiero odetchnęła, gdy je ujrzała. Janusza widać nie było.
Szepcząc coś żywo dziewczęciu na ucho, Truda uprowadziła zbiegłą, która się jej poprowadzić dała posłuszna.