Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w zastaw, moją czystą, niesplamioną tarczę, a to stanie za przysięgę. — To mówiąc zdejmował z palca sygnet z krwawnikiem, a dziewczę chciwie go porwało i zerwawszy rękawiczkę wsunęło go na palec, próżno szukając takiego, na którymby się mógł utrzymać.
Serce jej biło, niecierpliwiła się, pierścień spadał z najstarszego z tych smukłych paluszków dziecięcych — łzy miała w oczach Fryda.
— Wasz drogi pierścień rodowy, jakże mi powiada wiele — jam za mała, abym chodzić w nim mogła! Jakże to straszna wróżba!
— Ja mój nosić będę na piersiach, jak u nas relikwie noszą i świętości — dodał zmięszany Janusz.
— Tak? dobrze, i ja włożę go na siebie, przytulę, schowam.
Z niecierpliwością dziecka Fryda poczęła już szukać sznurka przy sobie; jednym rzutem rączki urwała frendzlę płaszczyka i ze zręcznością kobiecą pruć ją zaczęła. Długi sznurek jedwabny starczył na oba pierścienie.
Z cichymi szepty wiązali je oboje i Janusz pierwszy schował ten swój skarb pod suknię. Fryda z większą jeszcze zręcznością zarzuciła na główkę czarny sznurek i zarumieniła się, czując, jak chłodny pierścień spadł jej na piersi pod suknię.