Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na to przyzwolić nie mogę; dosyć już z Niemcami konszachtów i amorów. Niech to waści z głowy wyjdzie; pókim ja żyw, nie zgodzę się na pokumanie z szołdrami.
Przyszło do tego, że mu już pisarz gotów był parę folwarków puścić i swatać go, cały szereg córek szlacheckich zebrawszy do wyboru; lecz Janusz na ożenienie się wzdrygał i mówić nawet o tem nie dawał.
Pomiędzy Rochowem a Zalesiem od pogrzebu nie było najmniejszego stosunku, wcale nawet nie wiedziano co się tam działo, pisarz o bracie mówić zakazał. Stamtąd też nikt się nigdy nie zjawił. Wojewodzic zamyślał chwilami wszystko rzucić i uchodzić do Wittembergi; lecz mógłże przewidzieć, jak tam zbiegiem wydziedziczonym i sierotą będzie przyjęty?
Stryj z siebie wnosząc był pewny, iż synowcowi powoli wszystko wyjdzie z głowy i serca, że się wspomnienia zatrą i o Niemcu mowy nie będzie.
Bawił się czasem pisarz polowaniem, w którem nie zawsze Janusz brał udział, zostawał w domu i zaczytywał się w książkach. Jednego wieczora gdy pisarz do domu powracał samotwór z jednym strzelcem, w wyszarzanej lisiurze i na niepoczesnym koniu, na drodze borowej zjechał się z Szeligą.
Szeliga wiele o pisarzu słyszał, a nigdy