Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najmniej zdawało, bo doskonale spokojnego udawał.
Trzeciego czy czwartego dnia dopiero, u obiadu, Hennichen miał jakiś papier w ręku i dziwnie się uśmiechał.
— Trafia mi się dziwna przygoda — odezwał się do córki. Oto może być bardzo, iż odbędę podróż do Polski, czemum dosyć rad, bom w tym kraju oddawna nie bywał, i miło mi go widzieć będzie. Król jegomość lubi bardzo kamienie drogie i roboty złotnicze kunsztowne, zbiera je, choć dzieci biedak nie ma. Ale to pono jedyna jego pociecha. Moi dawni znajomi z Krakowa piszą mi, żebym mu moje ametysty i szmaragdy wschodnie zawiózł, a pewniebym je posprzedawał. To mi się bardzo uśmiecha.
Spojrzał na córkę, która się mocno zarumieniła, patrzała na ojca długo i zawstydzona spuściła oczy.
— Przykro mi będzie dom opuszczać, — dodał — ale przy opiece ciotek dziecku mojemu nic nie zabraknie, a podróż ta nie naraża na żadne niebezpieczeństwo. Niewygód tylko się doznaje, ale gościńce pewne jak nigdzie na świecie.
Fryda milczała.
— Może też — mówił powoli Hennichen — gdzieś tam się spotkam z naszym dobrym