Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Po długiej pielgrzymce do domu powracam, — rzekł pątnik, — byłem w ziemi świętej u grobu Zbawiciela, w Compostelli, w Lorecie, w Rzymie.
— Hm! hm! — odchrząknął Zaranek, — pewnie i odpustów dostaliście.
— Dobrze żem dla siebie u trybunału pod łaską wyrobił rozgrzeszenie, — odparł pątnik, — z tegom rad, bom ciężki grzech miał na sumieniu, o drugich nie myślałem.
— Więc choć relikwie i agnuski mieć musicie? — począł szydersko Zaranek.
— I tego nie mam, bo mnie zbójcy dwakroć w drodze do skóry odarli, — mówił pielgrzym, — a gdybym i miał, tobym się z tem nie popisywał, bo tu inny mnie odór dochodzi.
— A jakiż? — spytał Zaranek.
— Spalenizna — rzekł pątnik — szczególniej od was. Niech mi pan pisarz przebaczy iż tak otwarcie mówię, ale wiem że choćby z nowotnymi trzymał, ze starych drwić u siebie nie dopuści. Wolno każdemu duszę zbawiać jako chce, ale z tego w co kto wierzy szydzić, jest rzeczą nikczemną!
Zaranek zmilkł i w talerz głowę spuścił, pisarz się uśmiechnął.
Trzeba było rozmowę niebezpieczną odwrócić, bo z pątnikiem widocznie zła sprawa.