Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stanie i młodzież wyglądała w niej bardzo biednie.
Do tej izby jadalnej zebrało się ludu bożego bardzo wiele, prawdziwa uczta ewangieliczna. Z miasteczka przyszedł ks. Zaranek, wiodąc za sobą ryżego Niemca, który nie kim innym był jeno znanym nam Tiliusem. Oprócz nich znalazł się Włoch, muzykant i pątnik i dużo innych figur samemu gospodarzowi nieznanych. Wszystko to, gdy pan pisarz miejsce swe zajął, hurmem ławy przekraczać zaczęło i miejsca swarząc się zabierać. Szczęściem Borzykowski trochę mógł utrzymać porządku grozą.
Najbliżej wielkiego ołtarza siedział ks. Zaranek, któremu z oczów nie ciekawie patrzało. Lisowato wyglądał, uśmiechająco się, pochlebsko, i jeno skinienia pańskiego zdawał patrzeć aby mu wtorować. Z drugiej strony usiadł ów pątnik, w płaszczu czarnym oszytym skorupami, z tykwą u boku; ale brudny i zszarzany nad podziw, co się chyba długą peregrynacyą tłómaczyć mogło. Chociaż dwór był cały nowej wiary i z pielgrzymów do miejsc świętych drwiny sobie strojono, on się wcale ich lękać nie zdawał. Człek był i silnie zbudowany i języka mu nie brakło.
Poczęła się rozmowa, czysta wieża Babel, bo co para, to inny język brzmiał.
— A wyście się tu do nas skąd dostali? — zapytał pan pisarz pątnika.