Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siwego włosa wytrwał; ale ten się z pisarzem codzień ujadał, a że człowiek uczciwy był, choć się z nim kłócił pan, w końcu go ściskał, obdarzał i przepraszał.
Borzykowski, prawdę rzekłszy, więcej tu panem był niżeli sam pisarz. I szczęściem, że się go nieco obawiano, boby dwór dawno do góry nogami się wywrócił.
Miał pan pisarz wolę wyjechawszy z Rochowa udać się do Poznania, ruszył był nawet gościńcem ku temu miastu; ale o milę drogi ziewnął i zawrócić kazał, a potem spieszył już tak do Zalesia, że o mało koni nie poochwacano.
Przybywszy do domu i zjadłszy, położył się spać; kilkanaście godzin smacznym snem wypocząwszy, dopiero w ręce klasnął, aby Borzykowski przychodził.
Musiał nań jednak poczekać, bo właśnie był jeden z dworzan drugiemu szpetnie głowę rozpłatał i zaszywano ją, a Borzykowski dozorował, bo mu chłopca żal było.
Pan pisarz nieodziany, w kożuchu popielicowym, boso, u komina siedząc palcami kręcił, jak miał zwyczaj, gdy się bardzo nudził.
Gdy Borzykowski wszedł, zerwał się do niego, uściskał, bo go lubił i tęsknił za nim.
— Otóż i powróciłem — rzekł wzdychając, — u pana brata byłem... Syn mu z zagranicy