Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wodę sprowadzono; chciał bowiem mieć pisarz fontanny jak we Włoszech, do których trytony i posągi z daleka przywozić kazał; a stało to suche, bo woda nie starczyła i do góry iść nie chciała. A że się łacno zrażał, co prędko zaczęto, jeszcze prędzej porzucano.
I trzeba było może nie jednego życia ludzkiego, aby dokończyć to co pozaczynano.
Miasteczko u brzegu rzeki spławnej położone miało się nie źle i zabudowane było dość porządnie, ale w nim różnego narodu siedziało wiele, który się z sobą nie bardzo godził.
Z pana pisarza człowiek był dobry dla drugich, najgorszy dla siebie. Z kolei porywał go kto chciał, czynił z nim co mu się podobało, aż doprowadził do tego, że go trzeba było wypędzić. Wszelakiego rodzaju obieżyświaty i forfanty wędrowali, jakby sobie znak dali, do Zalesia; przyjmowano ich wszystkich gościnnie, wpijali się tu łatwo, ale potem wyrzynać ich trzeba było jak kleszcze. Pisarz z kolei to w domu siedział i tu się gorąco zajmował wszystkiem, nawet tem bez czegoby się obejść mógł, to jeździł nigdzie miejsca nie zagrzewając. Od czasu zwłaszcza gdy nowiny religijne w Polsce się zjawiły, spokoju nie miał. Wszystkich sekt próbował i z kolei