Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ludzie opowiadali sobie, iż wojewodzina była chora i że do łóżka ją zanieść musiano.
Jednakże o zwykłej godzinie modlitwy zwlekła się, aby z dworskimi ją odprawić i nie okazać się słabą na duchu. Wyszedł i wojewoda, ale bez rozmowy już rozstał się z żoną i zamknął w swej sypialni.
Nikt pewnie religijniej nie spełniał woli pana domu nad świętą tę niewiastę, której życie spłynęło na tym zamku wśród cichej pracy i modlitwy. Poddawała się ona i teraz mężowskiemu wyrokowi, ale serce matki ma prawa swoje. Pierwszy raz w życiu zdało się jej, iż nie pytając wojewody mogłaby starać się zbliżyć do syna i los jego osłodzić a skłonić go do ulegania posłusznego ojcu, do powrotu do religii, od której nie chciała nawet wierzyć, aby mógł odstąpić.
Tłumaczyła sobie postępowanie płochością i butą młodzieńczą i myślała w duchu, iż może wojewoda na ten raz za gwałtownie z dziecięciem postąpił. Pragnęła widzieć je, mówić z niem, a prosić o to nie śmiała. Już z rana wojewoda mówiąc z nią oświadczył, iż pociechę widzenia matki odjąć musi skazanemu, bo się jej stał niegodnym. Starczyło to za zakaz myślenia nawet o dostaniu się do więzienia. Nigdy w życiu wojewodzina nie marzyła nawet o tem, aby jej coś bez wiedzy męża