Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zamiast wnijść zaraz do niej, padł na siedzenie, rozmyślając co ma poczynać, jak się przed nią wytłumaczyć, co odpowiedzieć, jeśli go spyta o dziecię.
Dobra chwila minęła w tych myślach, których ani skupić nie mógł, ani ich opanować. Obowiązek ojca walczył w nim z powinnością męża oszczędzenia męczarni żonie. Znał wątłe jej zdrowie, które już wprzódy sam niepokój o Janusza nadwerężył. Wyżej jednak nad to wszystko widział swe obowiązki chrześcijanina i wiernego syna kościoła. Pobłażanie i powolność zdawały mu się zbrodnią, czuł że inaczej postąpić nie mógł.
Gdy się to działo na zamku, choć żywa dusza nie dała poznać po sobie, iż oko obce padło na wojewodę, że był świadek jego gniewu i czynności, wszyscy niewymownym strachem ogarnięci i litością nad losem syna, którego kochali, naradzali się w ciszy co począć, jak go ratować. Nie rozumiano spełna skąd gniew powstał, widziano tylko straszne jego skutki: Janusza zamkniętego w więzieniu, spalone księgi i wojewodę w roznamiętnieniu bezprzykładnem.
Podstarości, który się już za odprawionego i nienależącego do dworu uważał, szukając ratunku, zbiegł natychmiast na plebanię do księdza. Staruszek spokojnie pacierze po mszy