Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cić za nierozważny strzał, okazał niewielką znajomość serca ludzkiego, sprowadzając mi na pocieszycielkę Antosię. Ale już piérwsze lody były przebite, moja narzeczona oswoiła się z siną i zeszpeconą twarzą przyszłego męża; i ja też wreście począłem pochlebiać sobie, że codzień przystojniejszy i znośniejszy się staję. Jakoż w końcu, dzięki staraniom Antosi, która za piérwszy swój wykrzyknik zapłacić mi chciała troskliwością, czułością, wylaniem się dla mnie, zapomniałem zupełnie o szpetocie, którąbym był w inszém położeniu za nic poczytał. Ale zakochanemu skaleczéć, skaleczéć na twarzy, nie być nią w stanie okazać uczuć, przymilić się, uwdzięczyć!
Mówcie sobie co chcecie o miłości duchownéj, niepatrzącéj twarzy, tylko serca. Brednie to są tych, co ludzi papierowych znali, nie żywych. Ciało układa się do duszy, maluje ją i jest z nią w harmonii, zgodnie, jak poczciwy mąż z dobrą żoną. A dla cnót najwyśmienitszych nikt się jeszcze w zgrzybiałéj babie nie zakochał. Rzecz dowiedziona, że fizys nic przynajmniéj nie psuje.
Pocieszyła też mnie mocno Antosia, gdy piérwszy raz powiedziała, że wcale już zaczynam być