Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

najdywał dla mnie codzień ten czcigodny starzec. Były to prawda, po większéj części, sposoby obmyślane i odgadywane rozumem, więc obce tego delikatnego wdzięku, uroku, rozmaitości, tego Boskiego daru kojenia i umilania nędz życia, jakim Niebo chciało mieć wyłącznie napełnioném serce kobiéty; ale możnaż nie uszanować i rozumu, gdy on usiłuje pełnić, swoim sposobem, powinność serca? Ktoby mu odmawiał podobnego hołdu, nie chciałby chyba pamiętać, że serce dobréj kobiéty dla tego właśnie tak jest piękném, iż również w wielu razach zamienia dla niéj zimne i długie formuły rozumu. — Dobry mój stryj zdobywał się dla mnie na wszystkie rozrywki pociechy i osłody, jakich nieprzebrana w swych sposobach Opatrzność użyczyła i dla ślepych, jakie na wsi mieć tylko można było. To mi opowiadał on o różnych wypadkach swojego pięknego życia, spędzonego w znacznéj części śród orłów Napoleona, to czytywał powieści i gazety, pomimo słabego już wzroku i wstrętu, dochodzącego aż do złości, jaki przez dziwną w siedmdziesięciu latach anomaliją, czuł ku gazetom, to przygrywał na gitarze, nócąc ulubione swoje dumki, to ostawiał