Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Smoka (choćby go właściwiéj było nazwać Drakonem) i Radziwiłła; tuszę sobie, że oba oni dostoją ci placu; ale zawsze przecież godzi się zapytać, z jakiéj przyczyny, panie kochanku, chcesz rzucić gałkę Smokowi, który w żadnéj linii nie pochodzi od Wawelskiego? — Na poderędziu nie mam, Mości Książę, żadnéj lepszéj przyczyny do wyjawienia, nad tę: doszły mię glosy, że P. Smook strzela arte z pistoletu, ja też strzelam nieźle: przybyłem więc z tém umyślnie, abyśmy poszli z sobą cel na cel. Jeśli P. Smook znajdzie tę przyczynę niedostateczną, więc za pozwoleniem Waszéj Książęcéj Mości, wystrzelę cztérykroć na pałacowym dziedzińcu, i odjadę, zostawując Panu Smook gotową już temę do dyssertacii: o angielskim honorze. — Książę Karol uśmiechnął się, wzruszył ramionami i oddał po francuzku moje słowa Anglikowi. — Very well! — mruknął Smook dość obojętnie — miejsce i godzina? — Ta salka trzyma z górą dwadzieścia kroków — odpowiedziałem — jest to właśnie jak na mierny strzał pistoletowy; jeśli więc Książę Pan raczy na to zezwolić, siądziemy tu sobie zaraz na dwóch przeciwnych progach, i mam nadzieję, że nie popsujemy ani gobelinów,