Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeszcze dowód téj świętéj prawdy; lecz potém nie dwadzieścia może razy ponawiał się mi on w różnych batalijach, gdzie również nadaremnie, choć szczérze, śmierci szukałem. Stanąwszy przed pałacem, nie dowiedziałem się nawet czy w domu Książę; zapytałem tylko o mieszkanie Smook’a, i poszedłem prosto do jego apartamentu. Wchodzę, i jak na toż, zastaję, mój mosanie, Księcia Karola grającego w szachy z Anglikiem. Na szczęście, Książę nie przypomniał mnie sobie od razu; co widząc, przyszło mi też na myśl udać, że go biorę za kogo innego. Bez wszelkich więc wstępów, ogródek, ukłonów, rzekłem najspokojniéj, podchodząc do stolika: — Bardzo przepraszam Panów moich, że przerwę im na chwilę grę tak piękną i zajmującą; ale powiedziano mi, że zastanę tu Pana Koniuszego Smook. — Ja nim jestem, panie kochanku! — odezwał się powstając Książę Karol. — Więc chciéj Pan przyjąć ode mnie wyzwanie. — Dobrze jest, panie kochanku, ale nieźle-by też było wiedzieć, z jakiej-to, panie kochanku, racii? — A z téj, Mości Panie — odpowiedziałem, okazując ciągle jakobym nie znal Księcia — że WPan, będąc cudzoziemcem i doznając gościn-