— Ale nie traćmy czasu — rzekł — bo świecy kawałek mamy, a Władysławiady dużo; mógłbym panu parę ustępów przeczytać. Siadaj pan na tym kuferku i słuchaj; wynajdę co już mi się zdaje więcéj skończoném... choć wiele jest jeszcze do zrobienia, wiele! Ot, naprzykład, piąty już rok medytuję, czy lepiéj w wierszu 893 użyć: rękę wypręża, czy rękę wytęża... Korrespondowałem w tym przedmiocie z najsławniejszymi krytykami naszego wieku; zdania są podzielone, niepewność wielka, sam nie wiem jeszcze na czém stanie. Czasem rok cały pozostaję przy wyprężeniu, to mi je znów wytężeniem zastąpić przychodzi. Sześć razy skrobałem ten wiersz 893, przepisywałem całą stronicę dla tego jednego wiersza, i boję się, by mnie śmierć nie zaskoczyła w téj niepewności!
Po téj przedmowie, doskonale malującéj człowieka utopionego w drobnostkach, stary rozpoczął deklamacyę wstępu Władysławiady swojéj, gdyż wybór wśród jéj piękności zdał mu się za trudny. Stanisław słuchał cierpliwie, ale nie dziw, że to chłodne wierszowanie wyrazów i budowa z lodu rozgrzać go nie mogły. Zresztą nie potrzebował Pleśniak, by mu ukazywano piękności, gdyż sam na nie zwracał uwagę, i wszelkiemi sposoby wymuszał na czytelniku pochwały. Cała pierwsza pieśń bez oddechu została połknięta; szczęściem świeczka zaczęła pryszczeć, trzaskać, dogorywać, drugiéj nie było i czytanie przerwać się musiało.
Staś chwalił mało, i Pleśniak nie bardzo był rad ze słuchacza: zimno więc dosyć poczęli żegnać się z sobą, i Szarski miał już wychodzić, gdy drzwiczki się otwarły i wpadł professor Hipolit, tylko co ze wsi przybyły.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/96
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
86
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.